Znajome mi osoby po szkołach muzycznych twierdzą, że granie czegoś "swojego" jest wręcz "niemile widziane"!!!
Owszem, wymieniona przeze mnie kolezanka opowiadala, ze chcieli ja na 4 roku studiow wyjebac z akademii, poniewaz grala sobie hobbistycznie na wiolonczeli z jazzmanami, oczywiscie poza szkola i zajeciami. Odbylo sie zebranie ciala pedagogicznego, zielony stolik, laska na srodku ze spuszczona glowa slucha o swoich potwornych przestepstwach, na szczescie ja jakis stary profesor uratowal. Sredniowecze kurwa, gorzej niz hiszpanska inkwizycja. Ci ludzie sa jebnieci, jak sygnal "lata z radiem".