U mnie fascynacja 7-mkami zaczęła się gdy co drugi producent gitarowy nie oferował 5 wersji siódemek. To były czasy, kiedy był Universe, 7620 albo nic. Siódemki zawsze mi się wydawały idealnymi instrumentami do tego co wtedy jako szczaw chciałem grać - nowoczesnego, ciężkiego metalu.
Poza tym kwestie wyglądu takiego wiosła - zawsze mi się podobał kształt RG, a w szczególności RG7. Po prostu coś w tym wiośle jest. No i lubiłem Fear Factory - Demanufacture mnie rozwaliło na łopatki. Wtedy nie miałem pojęcia, że Dino grał na 6-strunowym ESP, myślałem, że to 7
Upodobania muzyczne z czasem mi się nieco zmieniały, doszła fascynacja DT (wówczas Petrucci zasuwał jeszcze na Ibanezach). Moja pierwsza 7 to był jakiś Peavey made in Vietnam - nazwałbym go zemstą Vietcongu, bo nie dało się ustawić menzury. Teraz mam tylko jedną siódemkę, na którą długo chorowałem, ale w kolejce jest 8 albo druga 7, tym razem krwisto czerwona. Kształt taki jak zwykle