Autor Wątek: Co was ostatnio zszokowało?  (Przeczytany 1414690 razy)

Offline g-zs

  • Pr0
  • Wiadomości: 4 305
  • got beagle?
Pewnie pudełka pudełkom nierówne. Od ponad roku jem maczfita, mają fajną opcję wybór menu, ale chyba są najdroższą firmą w tej branży. No i prawie nigdy się nie mylą.
Jasne, moje nie było najwyższych lotów, ale było lokalne i względnie tanie (2400kcal za ~1k). Sporo firm z Wrocławia (30km ode mnie) nie bardzo chciało dowozić do Oleśnicy, bo nie mieli tu klientów. Miałem wtedy też lekką awersję do gotowania. Na chwilę obecną chce mi się to robić. No i czynnik ekonomiczny - wolę przeznaczyć kasę na coś innego, bo za koszt jednej 20-dniowej diety spokojnie ogarniam cały miesiąc kalendarzowy jedzenia dla dwóch osób.

Tutaj warto poszerzać wiedzę i na późniejszym etapie dopasowywać proporcje do swoich potrzeb, mając świadomość, że jeżeli coś jest dobre dla jakiegoś randoma z internetu, nie musi być dobre dla mnie.
Jak najbardziej! Ogólnie po wdrożeniu się w dietę można nawet odpuścic sobie wszelkie aplikacje, albo używać ich tylko jako historię posiłków, niekoniecznie kierując się wytycznymi odnośnie kaloryki. Ale z mojego punktu widzenia - totalnego nooba żywieniowego - taka apka jest zbawienna, bo mogę zacząć działać szybko, co IMO jest ważne zwłaszcza na początku redukcji, gdzie każda dodatkowa czynność może być lekko demotywująca
No i dochodzi czynnik "jak działa, to nie ruszam" :D

a najlepiej kup bidon/butelkę wielokrotnego użytku z filtrem i oszczędź planecie plastiku. Nie wiem jak fitatu, ale yazio ma opcję przypominania o wodzie, inne apki też, więc zakładam że i tam jest taka opcja.
Tak, fitatu w wersji premium (40 pln za rok) przypomina o wodzie. Ustawiałem sobie przypominanie, ale zaczęło mnie bardziej wkurwiać :D
Odnośnie plastiku - jasne, to już w ogóle idealne rozwiązanie. Póki co mam jeszcze opory przed wodą nalewaną z kranu, ale i to sobie ułożę w głowie.


Podoba mi się filozofia 70/30.
Czyli jemy w ciągu dnia 70 procent produktów nieprzetworzonych. Wartościowych. A te 30 procent zostawiamy sobie np. na śmieciowe żarcie, które lubimy. Przy czym to w ramach bilansu kalorycznego. Może nie będzie spektakularnych efektów, ale taką dietę można utrzymać na zawsze. A wszystkie inne diety z reguły idą w pizdu.

Nie liczę kalorii. Jak mam ochotę na kebsa jem kebsa. Ale śniadanie mam zawsze takie same. Orzechy plus białko. I kolacje zostawiam z reguły też z uciętymi węglami.
Prawdopodobnie i również do tego dojdę, ale póki co nie robię sobie aż tak dużych przyzwoleń, mając na uwadze swoje dotychczasowe przejscia. Tak jak napisał @excubitor - to co działa na randoma z netu, nie musi działąć na innych. Opisałem swoją drogę, która sprawdziła się u mnie bo w dietach mam za duże doświadczenie (:D) żeby znów popełniać te same błędy.

No i tak jak pisałem - obecnie robię sobie cheat day/cheat meal raz w tygodniu, bo teraz czuję, że mogę. Np. właśnie czekam na dostawę kebsika z frytkami :D
B ( o ) ( o ) B S