Mielismy w pracy zrealizowane wszystkie zlecenia wiec prawie wszyscy z działu pozwolilismy sobie wypić extra kawę i pogadać. Niby nic szczególnego. Jednak znalazl sie ten jeden, ktory chcial zablysnac przed zwierzchnikiem i opowiedzieć o tym karygodnym zachowaniu. Na następny dzień odbył każdy 20min rozmowę w 4 oczy. Mozna bylo sie poczuć jakby przynajmniej pół firmy zostało wyniesione. Najgorzej, ze musze z takim czlowiekiem (nawiasen mowiac kiepskim pracownikiem) dalej zawodowo rozmawiać a kierownik toleruje takie zachowania. Zrozumiałym taki mlyn gdyby zlecenia nie zostaly opracowane, ale bylismy na zero. Donosicielstwo to ochydna cecha. Najgorzej, ze tacy ludzie sa święcie przekonani o słuszności swojego zachowania. W końcu jesteśmy w pracy. A chyba jeszcze gorsi sa szefowie, którzy to promują.
Takie zachowania występują zarówno w brygadzie murarzy jak i gronie nauczycieli, ciekawe zjawisko. Kiedyś opowiadałem kumplowi o takiej szui co o wszystkim szefowi donosi. On się zaśmiał i powiedział, że u niego jest tak samo, a pracował wtedy jako nauczyciel historii w liceum.
Ooo pany, u mnie w poprzedniej firmie, to co miesiąc do dyrektora były pielgrzymki.
A najlepsze donosy otrzymywały premie pieniężne. Rekord premii za donos - 8800zł (księgowa po pijaku się wygadała).