Finał Twin Peaks: the Return
10/10 Spoiler Lynch w zasadzie na koniec burzy całe Twin Peaks (nie że miasteczko, tylko całe to uniwersum;)), co jest tak zajebiście sensownym zakończeniem, że ciężko o lepsze, bo trochę satysfakcjonuje, a trochę boli. Jak to zimny prysznic. Dziwią mnie tylko reakcje wielu osób, jakby zupełnie nie odczytały tego co się stało. Krytycy jak zwykle doszukują się metafor u Lyncha, który nie stosuje metafor :| Dostaliśmy w przedostatnim odcinku pierwszą podpowiedź wprost, a w ostatnim prostym zabiegami języka filmowego dostajemy wszystko na tacy. Przecież jeśli odczytujemy Blue Velvet (które zresztą ma z Twin Peaks wiele wspólnego) to tutaj nic ponad to nie ma. W sensie, że należy to odczytywać intuicyjnie i emocjonalnie w podobny sposób. Teraz ludzie próbują rozgryźć intelektualnie coś, co intelektualnie w ogóle nie działa i piszą wszędzie "What does it mean?!" :| Co jest dziwne, bo Lynch wielokrotnie tłumaczył w wywiadach jak należy odbierać jego filmy, a fani Lyncha są głusi i dalej próbują usilnie interpretować jego filmy klasycznie, tak jak zrobiliby to np. w przypadku Kubricka. A wystarczy spojrzeć na wszystko zmysłami, zamiast rozumem i nagle staje się banalnie proste. A już najlepsi są Ci krytycy co próbują odnaleźć w tym zakończeniu Twin Peaks krytykę obecnego stanu ameryki :| Tak, bo przecież Lynch to taki drugi Oliver Stone :| Dżizas.