Z doświadczenia powiem, że ja się nauczyłem sam, a teraz wszystko robię źle i w zasadzie nic nie umiem, więc popieram zdanie kolegów wyżej.
Ja mam dokładnie tak samo. Jak zaczynałem, to miałem gitarę gorszą od skywaya, nie miałem talentu, internetów, komputerów, ani nawet doświadczonego ziomala, który by cokolwiek podpowiedział. Jedyne co miałem, to wielki zapał. Z paździeżem spędzałem każdą wolną chwilę, przez co wyrobiłem tylko chujowe nawyki. Szybciej by było wszystkiego zapomnieć i uczyć sie od podstaw, ale już poprawnie. Efekt jest taki że umiem niewiele, a to co umiem, to robię byle jak, bo granie na odpierdol już weszło mi w krew
Ja tak piszę bez żalu, bo tak naprawdę nigdy nie zależało mi na wirtuozerii. Nienawidzę solówek, w zasadzie nie przepadam za metalem, klasycznym rockiem itp. (bo to straszne nudy). Zawsze interesowało mnie eksperymentowanie i w tej materii się rozwijałem, traktując gitarę raczej jako przedmiot co robi dźwięki, a nie instrument do opanowania.
Więc z takich doświadczeń zgodzę się, że jeśli ktoś chce opanować instrument, aby być wszechstronnym gitarzystą to lepsze korepetycje. A jeśli ktoś chce się kreatywnie wyżyć to chyba fajniej samemu poodkrywać co można ciekawego zrobić.