Wiadomość #339941

[wuj Bat]

Wysilę się z leksza o podsumowanie.
Navene K - nieczego się nie spodziewałem, więc był to muzyczny gratis, żywiołowe bębnienie i człowiek, który dobrze czuje się z tym, co robi. Po prostu miło się słuchało .

Tesseract - padła propozycja, żeby udawać, że tego nie było. Że niby po Navene K poszliśmy siku i od razu był Tosin ... To było jak oglądanie ruchomego hologramu z podkładem z playbacku. Ten koncert to doskonały argument dla przeciwników cyfry! Przekombinowany jak przedmiot w nazwie... W liczbach:
- ilość poziomów emocji tego koncertu: 1
- liczba osób machających dynią do tego żywiołowego wykonu: 4, w tym wszystkie znajdowały się na scenie (i pierwszy raz widziałem, żeby każdy z zespołu machał w innym rytmie. Sprytne )
- ilość iFonów filmujących zajście: 6
- pasja: 0
- liczba danych faków: 0
Do tego wszystkiego basista podczas gry ruszający biodrami jak w sambie (wiecie o co chodzi) - czego, po prostu, kurwa nienawidzę! Pewnie dlatego zmieniono klub z Progresji na Proximę, żeby słowo progresywny do końca nie obrzydło...

Tosin i Kompany - doskonały argument dla fanów cyfry! Był napierdol! Jak jebli, to dostałem łez w oczach. Energia, brzmienie, kontakt z publiką, żywioł. A potem było tylko lepiej! Na tym tle Tesseract był beż życia, chory, przepracowany(?). Tosin zaraził energią cały klub. Gitary trochę jazgotały, ale było słychać, że oni to wszystko faktycznie grają przed nami! Abasi JEST kosmitą gitarowym - i to już nawet nie z naszej galaktyki. Facet ma niesamowitą charyzmę i czujesz, że to kocha. Trzeba trochę bezczelności i muzycznej pewności siebie, żeby grać wyłącznie instrumentalnie, szczególnie tak niełatwą muzykę. I jeszcze crowd surfing na koniec. Wszyscy - po obu stronach sceny - ubawili się setnie.