Systematycznośc w pracy to bardzo ważny czynnik. Tacy ludzie często są motorem napędowym, nie zawracają sobie i innym głowy pierdołami bo mają przed sobą ważniejsze cele
I dzięki temu, że jestem w pracy możliwie systematyczny i dokładny (wiadomo, nie zawsze się da, ale chociaż się staram), byłem z kilku wyjebywany z dnia na dzień, bo:
- ważniejsza jest znajomość z derektorkiem-kierowniczkiem-prezesem, najlepiej bycie jego kumplem z dzielnicy/piaskownicy i/lub kapusiem, wazeliniarzem i przydupasem, i/lub najlepiej
- jego rodziną, a także
- bycie skończoną pizdą z bachorem na utrzymaniu, która zrobi "oczka sarenki" i nikt jej nie zwolni bo "tak przecież nie można", ewentualnie
- załatwienie sobie posadki w jakimś równie pasożytniczym, co całkowicie zbędnym w firmie związku zawodowym.
I wtedy jesteś ostatni do zwolnienia. Choćbyś był jebanym leniem, nierobem i kawałem skurwola z którym nikt nie chce pracować. I tak NIKT (sic!) cię nie ruszy. Zbyt wiele razy to widziałem, żeby wierzyć w takie bzdury jak w/w.
A co do tego, jakiego polski pracodawca chce mieć pracownika:
- 25-letniego, ale z 10-letnim doświadczeniem,
- z papierami, uprawnieniami i pozwoleniami jak na stanowisko samodzielnego-starszego-specjalisty, ale który będzie popierdalał za najniższą krajową,
- maksymalnie inteligentnego i samodzielnego w wykonywanej pracy, ale broń ojcze ujawniającego się z tą wiedzą, bo się okaże że jego przełożony (a nieraz i sam jaśnie-oświecony-dyrektor) to debil w porównaniu z nim,
- bez rodziny, bo trzeba dymać świątek-piątek-i-niedziela, ale
- z tróją dzieci i kredytem, żeby móc go szantażować,
- i tak dalej. I m.in/ dlatego na tej "zielonej wyspie" jest, jak jest.