Rozumiem. Powiedzmy, że ojcu wojsko też uratowało dupę przed kiepską przyszłością.
Chcę też powiedzieć, że doskonale wiem i widzę ile zdrowia zżera wojsko. Oficerowie i podoficerowie z nerwicą która powinna być w wojsku chorobą zawodową. Oficer w DGW który ma problemy z alkoholem i chodzi nakurwiony. Tata musiał go przywołać do porządku aby ten nie wpadł nie daj na ich dowódcy. Rozwody są na porządku dziennym. Przyjaciel taty, też oficer tylko że stalowy mundur, jest po rozwodzie. Ma dwójkę dorosłych już dzieci, układa sobie życie z inną. Nie wiem jak, ale uważam, że tata ma łeb na karku i potrafi trzeźwo myśleć, bo nie słyszałem/widziałem/czułem od niego chęci rozwodu z moją mamę, czy cugu alkoholowego. Doskonale wiem o czym, Leon, mówisz: wychowywanie się w domu oficera nie jest łatwe. Szczególnie gdy jesteś pierworodnym synem.. Wszelkie ambicje ojca lecą w Ciebie.
To bardzo, bardzo głupio zabrzmi ale to jakaś niepisana tradycja, że w mojej rodzinie każdy męski członek rodziny odsłużył/służył w wojsku. Powiedzieć, że mnie tam ciągnie - nie uwierzycie. Wyśmiejecie.
Kiedyś myślałem o służbach specjalnych ale tych wojskowych, bo cywilnych gumowych uch nie trawię. Potem się pojawiła taka kobieta co złamała te plany (nie, w specjalkach nie ma miejsca na zakładanie rodziny) i człowiek zrewidował je. Obecnie znowu te plany do specjalek wracają.
Ale widzicie, ja też mam swój rozum i myślenie. Nawet większe i lepsze od taty. Wiem jak wojsko niszczy człowieka. Nie zakładam, że będę tam siedział do emerytury albo jak mnie na tarczy wyniosą. Mam inne plany B i C, D też. Jeśli nie to, albo ta nić urwie się w środku to zastąpię ją czymś innym.