Na MrJ można zawsze liczyć z jakimś zajebistym bon mocikiem 1/3 roku powiadasz?
Powiedzmy że tyle w roku w naszym kraju nie pada deszcz / śnieg / jest więcej niż +10 stopni, co dla przeciętnego rekreacyjnego rowerzysty jest już niemałą barierą do pokonania - wyobrażacie sobie panią na holenderce jadącą w typowej pogodzie października / marca? Bo ja nie bardzo. Przez x-lat wprowadzałem w życie motto, że sezon rowerowy trwa od stycznia do grudnia. I pomijając ulewy, śnieżyce i mniej niż -5 za oknem, jeździłem właściwie kiedy tylko chciałem. Do pracy, szkoły, znajomych, dla przyjemności, o czym wspomniałem. Ale to nie oznacza że każdy tak chce / może / musi / łotewer.
Zresztą to nie o to chodzi, po prostu mnie pusty śmiech ogarnia jak czytam takie "gienialne" pomysły które nagle usprawnią jakąś dziedzinę życia. Bo auto da się zastąpić komunikacją miejską / rowerem, ale po 1sze w ograniczonym zakresie, a po 2gie to nie jest takie proste że "zakażmy samochodom wjeżdżać tam i tam to się ludzie przesiądą do MPK / na rowerki i będzie cacy".
Przykłady jak wspomniałem mam we własnym mieście rodzinnym, gdzie jedyne co osiągnięto w ten sposób to degradację centrum. Bo klient nie będzie leciał na piechotę albo jechał komunikacją po zakupy, jeśli kawałek dalej może wygodnicko zrobić to autem. I zamiast Alei NMP sprzed x-lat, pełnej sklepików, butików, kawiarni i innych takich, mamy obecnie Aleje banków i aptek, bo klientów zmotoryzowanych jakoś nie zastąpili ci rowerowo-MPKowi. Pieszych też od tego nie przybyło, chociaż wszyscy trąbili że tak będzie kiedy auta się wyniosą, a okazało się że ci nie mają tam po co chodzić, bo zakupów nie zrobią (z braku sklepów które się po prostu stamtąd wyniosły), a miejsca typowo do spacerowania są inne, lepsze.
PS. I proszę nie porównujmy krajów zachodnich do nas, bo to z założenia mija się z celem.