Ja wiem jedno. Jak wchodzę do jakiegokolwiek sklepu, baru, restauracji itd. to jestem mile obsłużony, jest dzień dobry, proszę bardzo, miłego dnia i uśmiech na twarzy. Jakoś panie, które zarabiają 1500 zł, potrafią spiąć poślady i nie wkurwić człowieka, chociaż na pewno też miewają gorsze dni i chamskich klientów. Natomiast państwowe placówki medyczne zawsze znajdą sposób żeby człowiekowi podnieść ciśnienie. Natomiast jak się pójdzie do tego samego doktorka na prywatną wizytę, ten niemal w dupę nie wlezie z uprzejmości.
Moja koleżanka rodziła w miejskim szpitalu w Ełku. Z racji tego że jeszcze nie miała ślubu ze swoim obecnym mężem, personel szpitala bardzo ją z tego poniżał. Włos na głowie się jeży jak sobie przypomnę jakie teksty jej serwowały.
Dziwisz się? W szpitalach publicznych lekarze mają pensje zasadnicze mniejsze niż pensja kelnerki z napiwkami(starszy asystent ordynatora tak zarabia w Lublinie) i jeszcze musisz obsłużyć ilość pacjentów, której się po prostu nie da obsłużyć, żeby zapewnić wszystkim rozsądny czas wizyty. Oprócz tego przychodzi cała masa wsioków i pijaków, którzy traktują doktorów jak gówno "bo im się należy". W prywatnych placówkach są po prostu odpowiednie warunki do pełnienia swoich obowiązków - jest znacznie mniejsza ilość pacjentów a lekarze zarabiają znacznie więcej i wszyscy są zadowoleni, bo lekarz nie tyra/każdy dostaje czasu tyle, ile sprawa wymaga a wsioki się odfiltrowują sami, bo "jakto? płacić za lekarza?!"
W moim poprzednim zajęciu pracowałem z ludźmi i wiem jak bardzo to potrafi zdemotywować człowieka i zniszczyć radość do czegokolwiek.
Miałem okazję obserwować to od środka i dlatego w liceum zmieniłem swoje plany życiowe i poszedłem na polibudę chociaż bardzo chciałem leczyć ludzi.
Wiedziałem po prostu, że niektórych nie chciałbym leczyć a byłbym zmuszany do tego.
Przechodziłem rehabilitację w państwowej placówce. To,co się tam działo to był jakiś koszmar. Olbrzymia kolejka i wszyscy chcą się zapisać na zabiegi. Oczywiście 80% ekipy nie ma skierowania i wyskakują z mordą do personelu(chociaż na ścianie wisi metrowy czerwony napis, że bez skierowania zapisów nie ma). Słuchanie tego było nieprawdopodobnie stresujące.
Innym razem moją dziewczynę bolał brzuch(wyglądało na wyrostek) i pojechaliśmy na SOR późno w nocy. Na dyżurze JEDEN lekarz przyjmuje jednocześnie normalnych pacjentów i tych z karetek. Uwijał się nieprawdopodobnie sprawnie ze wszystkimi jednakże wdzięczność okazała mu tylko jedna osoba na dziesięć. Większość wyskakiwała z mordą, że "tyle już czeka i zaraz całą sprawę poda do prasy a lekarza poda do sądu". Ile WY byście wytrzymali? Bo ja bym nie wytrzymał jednego dnia.