Autor Wątek: Co Was w życiu najbardziej wkurwia, czyli kącik małego frustrata  (Przeczytany 1704166 razy)

Offline gizmi7

  • Pr0
  • Wiadomości: 1 532
  • Venus as a goodboi
Za każdym razem, gdy rodzice mi każą coś robić, "bo tak"/przerywają dyskusję i z braku argumentów zasłaniają się autorytetem i spamują jakimiś dziwacznymi karami - po prostu mocno tracą w moich oczach. Nigdy nie zarzucę im złych intencji, ale np. odcinanie internetu za nie pójście do kościoła w niedzielę/ teksty "dzisiaj, za karę pójdziesz na drogę krzyżową", gdy gram i rozmawiam na skype ze znajomymi kojarzą mi się z krótkowzrocznością, która się raczej spiera z "autorytetem rodzica", w którym się tak ciągle pławią. Nienawidzę ich absolutnego braku szacunku do moich poglądów, mojej prywatności, mojej własności, zdolności świadczenia o samym sobie, mojego nonkonformizmu, przez który się muszę często z nimi kłócić. O tym, że jestem niewierzący nawet im nie mówię, bo boję się, że ich ślepa głupota wywołałaby niepotrzebną nikomu wieloletnią wojnę. Za każdym razem, gdy idę do tego pierdolonego kościoła, mam wrażenie jakbym splunął na nich, bo przyklaskuję ich ślepej głupocie, co mnie też boli.
Staram się im niczego nie narzucać i chciałbym móc liczyć na to samo, a przynajmniej na uzasadnianie własnych decyzji(że nie powiem - wyroków); mam ciągle wrażenie, że jestem jakimś niechcianym dzieckiem z "wpadki". Wysłali mnie w podstawówce do szkoły pseudoprywatnej i ciągle używają tego argumentu, gdy mówią, że zawsze "mają na uwadze moje dobro". Takie jak zniszczenie mi dzieciństwa ciągłym pierdoleniem o jebanym sporcie, bo jestem chudy, bo muszę rozładować emocje, bo mi to sprawia przyjemność, więc jak nie może tobie?! Nawet, gdy wiedzą, że mam chore serce, szybciej się męczę, etc. ciągle widzę ich pełne zniesmaczenia miny. Jakbym był jakimś nieudanym eksperymentem. Mają we mnie obraz jakiejś niedorajdy, choć sami powinni wiedzieć, że sobie taką "wychowali" i to wina głównie ich krótkowzrocznych metod wychowawczych, że jestem jaki jestem. Na studia wypadam gdzieś za granicę, może ja odpocznę od nich; oni ode mnie. Mam nadzieję, że wtedy W KOŃCU nasze relację choć trochę dojrzeją...

Zabrzmiało to jak jakiś typowy rage stereotypowego nastolatka, ale w gruncie rzeczy chodzi mi o to, że rodzice zbyt totalitarnymi, niekonsekwentnymi, hipokrytycznymi (nie wiem, czy w ogóle istnieje takie słowo, w każdym razie Słownik Języka Polskiego mówi, że tak :D) metodami wychowania osiągają totalne przeciwieństwo podstawowego celu jaki sobie stawiają jako rodzice - wychowania dziecka na samodzielną, przystosowaną do życia w społeczeństwie, wartościową jednostkę.