Autor Wątek: Co Was w życiu najbardziej wkurwia, czyli kącik małego frustrata  (Przeczytany 1703637 razy)

Offline sylkis

  • Pr0
  • Wiadomości: 1 501
nb. muzułmaninowi najprawdopodobniej nie podano by wieprza, bo gościnność rządzi się trochę innymi zasadami niż utrzymywanie jednego z drugim pod własnym dachem. a jakby podano, to muzułmanin też wie gdzie są drzwi.
jak już o wyznawcach islamu mowa... uważasz że przyjeżdżający tutaj w poszukiwaniu nowego domu mają prawo przywozić ze sobą swój szariat, z zasłanianiem twarzy kobietom, kamieniowaniem, zabójstwami honorowymi i całą wesołą resztą? czy może fajno by było jakby zostawili to tam skąd przybyli? przykład może ekstremalny ale oparty na tej samej logice.
Mylisz pewne kwestie. Nie mówię, że islamowcy mają u nas wprowadzać szariat (konkurencyjny system prawny - już mamy własny), bo właśnie muszą się dostosować do naszego prawa i swoimi obyczajami co najwyżej dodatkowo się ograniczać, jeśli chcą - nie mogą natomiast ograniczać innych swoimi obyczajami, tak samo jak i nie mogą ze względu na przyzwolenie w swoich obyczajach przekraczać ustalone u nas normy prawne, które są z założenia uniwersalne. Ale to działa też w drugą stronę - o ile coś jest u części naszego społeczeństwa zwyczajem, ale nie jest unormowane prawnie - nie możemy im tego narzucać, np. nie możemy nakazać im wpierdalać świniaki, tudzież właśnie zakazać mięsa w piątki, bo jakiegoś katolika coś boli. Co najwyżej mają wolne od pracy w te same dni, co reszta (choć i tutaj zdaje się, że niektóre wyznania mogą mieć też kiedy indziej). Mam nadzieję, że eot w tej kwestii.

blah, blah, blah, sumienie, blah, świniaka, blah...
jak mieszkasz pod czyimś dachem, jesz tej osoby chleb i szynkę to obowiązują tej osoby zasady. i chuj.
się nie podoba, wiesz gdzie są drzwi. żal zostawiać wikt i opierunek? zacisnąć ząbki i pochylić główkę.
Nie.

Może powiem tak - nie rozumiem polskiej hierarchicznej mentalności w kwestiach rodzinnych. I kurwa w życiu tego nie zrozumiem. Bo starszych się szanuje "bo tak" (nawet jeśli ktoś jest kawałem skurwysyna), a rodzice to autorytarna monarchia z władzą absolutną, bo "cię wychowali i utrzymywali" i chuj, nie masz prawa głosu. Nie mieści mi się takie coś w głowie po prostu.

Ja jak sięgam pamięcią od zawsze byłem wychowywany tak, że byłem na równi z rodzicami i miałem realny wpływ na decyzje padające w domu we wszystkich kwestiach (lub co najmniej miałem poczucie wpływu na nie), które potrafiłem już ogarnąć (im byłem starszy, tym takich rzeczy było więcej - zgodnie z etapem rozwoju człowieka). A już zwłaszcza, gdy coś bezpośrednio dotyczyło mnie - jak sięgam pamięcią sam decydowałem o sobie i wybierałem sobie ciuchy, fryzurę, jedzenie itp., sam decydowałem czy chcę brać udział w religianctwie, czy nie - ogólnie naprawdę niewiele rzeczy miałem narzucone i jeśli już, to było to coś rozsądnego wynikającego z doświadczenia i lepszego zrozumienia rzeczywistości przez rodziców (np. popołudniowe zajęcia w ramach pracy nad dysleksją, których nienawidziłem - tak, u mnie w domu nie było "mam dyzlekcje to mogeł robić błęndy", tylko "masz dysleksję, to zapierdalaj, aby nadrobić!"). Wszystko się dyskutowało i ustalało co jak i dlaczego, każdy w domu miał swoje idee i się wypracowywało wspólną wersję, w najgorszym przypadku zamiast konsensusu był kompromis.

Ciekawostka, jak byłem na studiach to na zajęciach z psychologii dowiedziałem się, że to wzorowy typ relacji między rodzicami, a dzieckiem, tzw. "partnerski". Jedyny polecany, wszelka autorytarność, niestety w Polsce będąca normą (dysfunkcyjną ale jednak), jest uważana za złą.

Być może to kwestia genów - osobowość mam jak oboje moi rodzice i pewnie po sobie wiedzieli, że gdyby próbowali władzy absolutnej "bo tak i chuj", to bym wtedy na nich po prostu zlał i mogliby mnie w dupę pocałować, byłaby nieustanna masakra (tak jak to oni mieli ze swoimi rodzicami w wielu sprawach przez nonkonformizm ich obojga).

Bo to jest moja sprawa, nie ich. Oni sobie mogą np. nie jeść tego nieszczęsnego mięsa w piątek jak nie chcą, a ja mogę jak chcę i nic im do tego, tak jak mnie nic do ich decyzji o sobie (co najwyżej możemy dzielić się swoimi opiniami na dany temat i poradami - a co druga osoba z tym zrobi, to jej sprawa).

I znowu - moja mama jest prawnikiem, co też mocno wpływa na jej (i w efekcie też mój) sposób myślenia - są ustalane pewne uniwersalne, wspólne zasady potrzebne do współżycia pod jednym dachem (jak podział obowiązków domowych), ale istnieją też pewne prawnie zapewnione wolności osobiste i nawet rodzic, który na mnie łoży (czy to częściowo, czy w całości) nie ma prawa mi ich odbierać, bo tak nawiasem to zakazuje mu tego polska konstytucja, nie mówiąc o międzynarodowych prawach człowieka.

Bo inaczej to tak samo mogłoby być "mieszkasz na moim - dostosowujesz się do moich zasad, że cię codziennie napierdalam bejsbolem i gwałcę, albo wypierdalaj szukać szczęścia w świecie na własny rachunek" - przykład skrajny, ale na logikę to tak naprawdę to jest DOKŁADNIE TO SAMO.

Zasady mają być wspólne, dla wszystkich, a nie odgórnie narzucone przez jednego Pana i Władcę, bo takie widzimisię.

A znajomy, którego życie pod każdym względem zaplanowała mu mama (i załatwiała odpowiednie szkoły i w ogóle terroryzowała na każdym kroku) i on się jej niestety dawał, właśnie drugi raz wyleciał ze studiów z jej wymarzonego kierunku i ma 5 lat życia w plecy i nie chce już mieć nic więcej wspólnego z owym kierunkiem, tak mi się też teraz skojarzyło.

Dobra, kończę już, bo miałem nie shitstormować, ale wkurwia mnie takie pierdolenie. Mój sposób myślenia już znacie - czyjeś zasady przez bycie na utrzymaniu i owszem, ale są pewne granice, nie ma władzy absolutnej w każdej sferze życia, bo część z nich jest sprawą czysto indywidualną i chuj innym do tego.
« Ostatnia zmiana: 31 Mar, 2013, 13:49:48 wysłana przez sylkis »
(\__/)    This is Bunny.
(='.'=)   Copy and paste bunny to help
(")_(")   him gain world domination.
:zuo: "Jesteś nadęty. Jak cholera." :zuo: