g-zs - mam takie obserwacje z czterech firm, trzy to całkiem duże zakłady z zagranicznym kapitałem (różne branże), czwarta - niewielka firma typu rodzina+znajomi.
Sam to też usłyszałem jak leciałem do zwolnienia pierwszy w kolejce, sens wypowiedzi mojego kierownika był taki że "chciałbym mieć tylko takich pracowników jak ty, ale muszę kogoś zwolnić a starych (w sensie stażem pracy) nie mogę bo umowy ich chronią, albo to baby z dziećmi, albo pizdy które nawet na sprzątaczkę się nie nadają i wyślę ich na wieczne bezrobocie". A poliwalencję i wydajność miałem na samym topie, widziałem wyniki (w sumie nie powinienem był ich oglądać, ale udało mi się), plus dodatkowe uprawnienia (cały zakład miał tylko <10 takich osób na ok. 1000 wówczas zatrudnionych) jakie sobie własnym czasem i wysiłkiem uzyskałem.
Przełożonym Mojej
w dziale inżynierii jakości, na co Ona ma certyfikaty, zaświadczenia (zdobyte prywatnie za prywatną kasę bo pracodawcy to wisiało), a nawet po części wykształcenie, był... ciastkarz o osobowości meduzy, umiejętnościach worka ziemniaków i zerowej wydajności (wiecznie musiał siedzieć na nadgodzinach), ale ślepo posłuszny kierowniczkowi.
Nie będę się użalać, kłócić itp., ale zadam jedno pytanie: prowadzisz firmę i w pewnej chwili MUSISZ kogoś zwolnić (nie ma opcji dwie osoby po pól etatu, zwalniasz jedną i koniec) i masz do wyboru:
1. pracownika wydajnego, sympatycznego, obrotnego, wykształconego, który generuje ci bardzo konkretne przychody, ALE to młody kawaler który przyszedł "z zewnątrz",
2. lenia, gbura i ogólnego nieroba który "do szkoły miał pod górkę" ALE to "stary znajomy co to niejednom wutke pylyśmy" 50+ ze stadem dzieciorów i bezrobotną żoną?
No właśnie w takich sytuacjach powstaje problem...