Do Szczecina dotarła w końcu śnieżyca z południa. Nieustannie napierdala chyba z centymetrową warstwę na minutę, mieszanka śniegu z gradem. Nie żartuję.
Całe miasto sparaliżowane.
Z
, jednego z głównych węzłów komunikacyjnych na granicy centrum miasta, musiałem drałować na pieszo do
z nadzieją, że jeśli jeden z głównych traktów w mieście jest zablokowany, to może drugim uda mi się dotrzeć do domu.
CHUJ!
Jak sięgałem wzrokiem w obie strony, tak zajebane wszystko stojącymi autobusami, ciężarówkami itp. Miasto totalnie zablokowane. Sę myślę no nie no, pojebało, że muszę na pieszo iść do domu (i to w taką pogodę), czyli
... No ale chuj, nie ma wyboru to idę.
Po drodze parę razy jebłę, np. jak jakiś kolo w korku wyszedł z auta i zaczął je odśnieżać
albo też widok dosłownie dziesiątek frajerów czekających na autobus na każdym kolejnym przystanku był zajebisty, chcieliby kurwa
No ale jakimś cudem jak dotarłem do
, to nie wiem kurwa skąd tam się teleportowała mobilna 107, jak wcześniej przejazdy od centrum miasta kompletnie zablokowane... ale chuj, napierdalam! I nie ważne, że się tłoczyli tam ludzie gorzej, niż olej w tramwaju, ważne, ze udało się dotrzeć do domu.
Ogólnie to względem pogody mówię: