Moja dziewczyna mi to wytłumaczyła
. Jako muzycy cenimy sobie przejrzystość, wybrzmiewanie poszególnych sekcji i czytelność. Wszystko to dzieje się kosztem db co przekłada się na mniejsze pierdolnięcie.
A normalni ludzie jarają sie czymś innym - pierdolnięciem. Nic nie daje takiego pierdolnięcia jak odkręcenie volume. I nie ważne czy jest to Myslovitz czy Behemoth - dużo db = jebnięcie na przodach i ogólnie "potężność".
Potwierdzone organoleptycznie. Gramy lajtową muzykę, ale momentami jest "moc" ilekroć graliśmy gdzieś na scenie, gdzie akustyk nie pożałował db i byliśmy poziomem głośności prawie jak gwiazda słyszałem że "zajebiście jest moc, nie tak jak ostatnio, że coś kręciliśmy w wzmakach itp.".