To wkurwia gdzieś tak do drugiego razu. Owszem, jest smutno i przykro często, plus się boisz "żeby nic się nie stało", ale jak sobie wszystko dobrze przygotujecie to nie jest źle. Skąd wiem? Bo pracowałem tak na wiosnę przez jakiś czas, i teraz też jeżdżę po Polandzie. I utrzyma się to do samych Świąt jak podejrzewam.
Ba, czasami taka przerwa wręcz pomaga związkowi, ale to już trzeba mieć poukładane w głowach a nie "wyjeżdżasz to mnie zostawisz".
PS. Z innej wspomnianej beczki - nie paliłem ani fajek ani gandzi (a "za moich czasów" to się na dzielnicy dymiło bardziej niż zimą na Ślunsku
), uchlałem się ze 2 czy 3 razy w życiu. Nie robiło mi to i nie robi, więc po chuja to robić? Bo tak jest "cool"? Że na meczu trzeba piwo, na balandze czystą, a "w towarzystwie" łychę?