W kwestii mieszkaniowej - w pewnej chwili się dowiedziałem że dom w którym spędziłem ca. 27 lat życia... nie jest mój. Moich rodziców też nie. A dziadkowie nie żyją. Czyj więc?
Tak naprawdę chuj wie, wszystko jest tak totalnie zagmatwane - współwłasności, brak księgi wieczystej, "rozjechanie" się pokoleń (brat cioteczny mój i Mojej Siostry mógłby być Jej ojcem, tak wielka jest różnica), plus pierdyliard osób z prawem do działki która została w sumie bezprawnie podzielona na cztery mniejsze, etc. itd. itp. A żeby to wyprostować trzeba by lat procesów, zadośćuczynień, spłat, i nie wiadomo czego jeszcze... włącznie z tłumaczeniem dokumentów po rosyjsku z carskim orłem
Dlatego czym wy się przejmujecie moi drodzy, no czym?
A nieco nawiązując - ja mieszkam w mieszkaniu nie swoim, i nikogo z rodziny. Właścicielkę poznałem na tydzień (?) przed podpisaniem umowy najmu. Płacę czynsz, media. KONIEC. Zero odstępnego i innych takich. Wystarczyło odpowiednio uzgodnić sprawę. A że może mnie wyeksmitować bo to jej? Może. Wam też bank może się dojebać z dnia na dzień do waszego kredytu i ciekawe co zrobicie jak zażąda natychmiastowej spłaty albo podwyższy ratę o pińcet procent bo cośtam. Znam takie przypadki wśród znajomych. Dlatego nie wiem czy kupię mieszkanie/dom, a już na pewno NIE kupię ich po cenach rynkowych bo te są dla mnie masakrycznie pierdolnięte w stosunku do zarobków.
200000
Za kawalerkę we Wro. W Czwie za tyle kupisz 2 duże lub 3 mniejsze pokoje + k + ł w przyzwoitej lokalizacji, spokojne i czyste dzielnice, blok po remoncie. A dom? Znajomi postawili dom (piętrówka nieco ponad 100m, obecnie stan surowy zamknięty) za nieco ponad połowę tej kwoty, włącznie z działką i jej uzbrojeniem, ale robią to własnym sumptem. A ze 4 lata wstecz w rodzinie Mojej
poszedł na sprzedaż domek, z tym że do odświeżenia (byłem, może z miesiąc roboty popołudniami po pracy) i na małej działeczce, ale jednak, za 60tysięcy. Że ja wtedy nie miałem chociaż części na zadatek...
Da się, tylko trzeba pójść "nieco" pod prąd