Bardzo poważnie się zastanawiam nad wpakowaniem jakichś jaśniejszych pickupów do BM(konkretnie rozważam SH4-7, Siwientego Nórka, ten nowy osztabkowany w chuj wypust BKP, ewentualnie przerzucenie mostowego ledżenda ceramic spod gryfa pod most). Hellfajka w jazgoczącym na basowych jacku sprawdza się zajebiście(tzn. dalej jazgocze ale w dużo fajniejszy sposób). Ale ten klon paradoksalnie ma jednak więcej zwartego dołu i góry niż olcha i dużo dłuższy sustain. Ale i tak w porównaniu z Jarkowym Dżej-Kejem napierdala bardziej środkiem i ma mniejszego dzwona. Za to faktycznie ten sygnał jest cholernie nasycony i mocny w cholerę. Fakt, że 7strunowa wersja hellfajera wydaje mi się mocniejsza od 6stkowej ale też struny na tej desce mocniej wibrują, tym bardziej, że gryf jest szerszy, grubszy i sztywniejszy. Nie wiem. W każdym bądź razie trochę mi tego czegoś brakuje w brzmieniu. Niby troszkę rozjaśniłem pickup ''akustycznym modem'' ale ciągle mam wrażenie, że na gitarach ze słabszymi jaśniejszymi pickupami po podkręceniu gainu jestem w stanie wycisnąć z gity więcej. I mówię tu o graniu sieki. Tak, zajebiście rokendrollowe wiesło Jarka z wykurwiście klasycznie rokendrolowym hambem pod mostem o dziwo zadziorniej i fajniej odpowiada mi na PM-y i szybkie nakurwianie kostką. No i daje więcej dżdżdż. Hellfire z kolei robi wrrrrrr.... grrrrrrrrrrr...... i chrrrrrrrup.
Jest to zajebiste na swój sposób ale wymaga też mocniejszego napierdalania, zmniejszenia gainu w celu zachowania selektywności a wtedy trudniej zagrać coś poza napierdolem. W sumie chyba zaczynam dorastać do słabszych pickupów albo po prostu szkoda mi, że klonowo-hebanowa górka się marnuje, bo jestem w stanie przeboleć nawet to, że każdy inny pickup będzie mocniej mi brumił... Nie wiem. Mam kurwa dylemat. Chyba poczekam aż nadarzy się okazja ograć blackhawka i wtedy zdecyduję.