Przecież pamiętam te upokorzenia, to strojenie tego gówna po wniesieniu do klubu z zimnego samochodu...
Jeszcze powiedz, że byłeś zaskoczony Włazisz do klubu to pierwsze co robisz (po kupieniu browara oczywiście) to wystawiasz gitę z futerała na statywie i bierzesz się za noszenie gratów. Potem sprawdzasz czy w ogóle trza stroić. Raz przewiozłem gitę ponad 200km w jebanym mrozie w bagażniku pksa. Po pół godziny leżenia w ciepłym pomieszczeniu musiałem dostroić pare strun o ledwo kilka centów w różne strony i mogłem napierdalać.
No i trza pilnować żeby struny nie były wyeksploatowane bo jak któraś jebnie to ratunkiem jest tylko nastrojony wcześniej zapas.
A strojenie... hmmm bardzo rzadko o bardzo małe wartości. W sumie to często zapominam po co właściwie zamontowałem klucze w gicie
No i masz ten komfort, że struna nigdzie się nie klinuje, nic praktycznie nie puszcza, mimo ciężkiego katowania bendingiem o kwartę lub wibratem. A most ''pływa'', co poprawia kontrolę nad dźwiękiem. Nawet jak struna sama z siebie już lekko puści(np. tuż przed jebnięciem) to dużo łatwiej to skorygować którąkolwiek z łap niż na stałym moście. Owszem, na początku grania z flojdem jest pietranie się ''stroi czy nie stroi'' i sprawdzanie co chwila na tunerze czy coś mu nie odjebało czasem, szczególnie przy tanich gównach, które nawet po dobrym setupie potrafią nie wracać zbyt dokładnie do stroju. Ale później... Wyjebane. Dobre mostki po prostu wracają z wystarczającą dokładnością. A jak coś będzie niestroić to to usłyszę i se podciągnę strunę. A po dłuższym użytkowaniu zachowanie tych mostków staje się baaardzo przewidywalne. Uważam, że ten wynalazek zaraz po instrumentach bezprogowych przyczynia się do kształtowania słuchu. To co wycierpiałem na początku z JT580LP jacksona który rozpadł się po 2 latach to moje. Potem Schaller wydał mi się doskonały. Ale i tak wygrał OFR.
I właśnie dlatego nie chce już mieć gitar ze stałym mostkiem. Ja z OFR i Ibkami, mam same dobre doświadczenia.