Dobra, to inaczej - nie słyszałem jeszcze jazzu, który nie byłby zapełniony taką... jakby to określić... krzywizną, której nienawidzę, oraz jeszcze skwierczących saksofonowych (lub podobnych) i innych znienawidzonych przeze mnie brzmień.
Te okolice 4 minuty z podanego filmiku ładnie to obrazują. Po prostu nie cierpię czegoś takiego bezwzględnie*.
*No dobra, istnieje jeden jedyny wyjątek
Mr. Bunglowe 'My Ass Is On Fire'
Bliżej jazzu się nie zbliżam.