tak na świeżo :
koncert niezły , naprawdę niezły
ale od początku ..............
Wyjechaliśmy z kumplem ze stolicy przed 16 (2h jazdy).Okazało się, że na trasie katowickiej korek - kurwa 15 km . Staliśmy ponad godzinę . Jak weszliśmy do Areny to właśnie grał Vader. Szybka szatnia, siku, jeszcze woda ze sobą i lecimy pod scenę (bilet golden circle
) no i zdziwko - nie wpuszczają z napojami !!!
Dobra , wypiliśmy to co mieliśmy na szybko. Pod sceną już ciasno . Jest Rudy!!! Zaczynają !!! Perka była nagłośniona zajebiście !!! Dave wyskoczył z Dean-em na dwa gryfy - szok V double neck !!! w trakcie 1,5 h zmienił jak dobrze zauważyłem 5 wioseł - wszystkie Dean-y . Zajebiście podobał mi się drugi gitarzysta Megadeth - Chris Broderick . Cały koncert przegrał jednym Jacksonie - zresztą zajebiste wiosło - pierwszy raz widzę takiego Jacksona !!! Zagrali to co powinni - trochę za cicho były gitary . Jestem zadowolony , że ich widziałem ale to utwierdziło mnie w przekonaniu , że nie jest to zespół koncertowy.
Czas na zabójcę !!!
Nic dodać nic ująć !!!
Zagrali tak, że jak kończyli to błagałem , żeby to był ostatni utwór , bo rozjebało mnie całkowicie !!! Kondycyjnie !!!
Nie było Hannemana a zamiast niego grał gitarzysta chyba z Cannibal Corpse . Wielki minus za to , że jak jeden grał solówkę to nie było słychać drugiego . Jak grali razem było wszystko OK! . Track lista - zabiła chyba wszystkich . Najlepsze numery przeplatane mniej znanymi sieczkami Slayerowymi
Araya chodził po scenie i morda mu się cieszyła cały czas . Brzmienie brudne ale w połączeniu ze świetnie nagłośnioną perkusją tworzyło fajną ścianę dźwięku .
Jak ogarnę się trochę to coś jeszcze napiszę !!!
jestem zajebiście zadowolony - był czad , było brzmienie - był koncert !!!