w sumie to jeszcze ciekawi mnie, jak na ziemii mogloby powstac zycie, jesli nie pierwotny wszechocean, w nim tzw zupa pierwotna i kurewskie masakryczne zjawiska pogodowe (burze itp o jakich nam sie nie snilo) polaczone przyplywami/odplywami obejmujace obszary rozmiaru ameryki pn napedzajace intensywne mieszanie sie zupy pierwotnej i stymulowanie kurewskimi wyladowaniami elektrycznym itd, w czasach, gdy ksiezyc byl jeszcze o wiele blizej ziemii (i to on swoja grawitacja tak wplywal na to co sie na niej dzieje) - bo to jedyna wzglednie sensowna teoria na powstanie zycia na ziemii, jaka znam, ktora pewnie teraz z pamieci w chuj przeinaczylem, bo nie pamietam jej zbyt dokladnie, ale w momencie, gdy sie z nia zapoznawalem - zdawala sie tworzyc spojna i logiczna calosc
a nawet gdybysmy mieli byc potomkami kosmitow (znaczy sie, pierwotniakow przybylych z kosmosu w roznych kometach, czy cos), to tez planeta bez oceanow wydaje sie byc kiepskim miejscem na rozwoj zycia na calym globie, ktorego szczatki paleontologiczne wskazuja na to, jak to sie odbywalo i w jakich srodowiskach, generalnie wszedzie, a nie w jednym jeziorku z wod juwenilnych wsrod gor...