No i stało się! Odgrażałem się od dłuższego czasu, że kiedyś posiądę Telecastera i w końcu udało się ten temat dopiąć. Nie celowałem w najwyższą półkę, bo póki co wioseł będzie mi służył w domu dla mej osobistej radości i szczęścia, ale także nie chciałem brać czegoś najpodlejszego ;) Wybór padł na japońskiego Tele z 2013 roku, w przepięknym wykończeniu, co widać na zdjęciu zrobionym czajnikiem poniżej.
Na pokładzie pickupy Texas, jesionowe body, klonowy gryf oraz podstrunnica i tyle... albo aż tyle. Ogólnie kupowałem w ciemno i nie miałem możliwości jej ogrania, niemniej źródło było sprawdzone, więc i obawy mniejsze. Na szczęście wszystko się udało, gitara gra jak dzwon na clean'ach i rasowo na crunchach oraz drive'ach. W sumie mocno zaskoczyło mnie jej brzmienie właśnie na przesterze. No jest moc. Nawet moja kobieta, najpierw dość sceptycznie nastawiona, po dwóch akordach stwierdziła, iż Tele daj radę, a ja od dzisiaj mam jej grać do snu, niczym John Mayer.
Teraz czekam, aż przejdzie mi efekt WOW, bo póki co jestem zakochany po uszy :D Oczywiście moim Les Paulom cały czas szeptam, że one zawsze będą numerem jeden, ale od wczoraj patrzą na mnie ze statywów z dziwnym grymasem :P
Zdjęcie na razie jedno, bo wolałem grać, niż focić, ale niedługo wrzucę więcej fotek w lepszej jakości.
(https://scontent-frt3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/12565604_1007593672617150_3769504804570146994_n.jpg?oh=92fac107abd0ad67c7ffd902ef5b1514&oe=5742A64D)