Forum Sevenstring.pl
Inne => Off topic => Wątek zaczęty przez: BetoNova w 08 Gru, 2012, 14:07:09
-
Tak mnie naszło po ostatnim koncercie "Tides From Nebula" w szczecińskim Słowianinie. Czemu do jasnej ciasnej na każdym koncercie klubowym, jaki by to nie był klub, rodzaj muzyki i ranga zespołu, zawsze jest za głośno? Jeszcze powiedzmy, że rozumiem, jak nakurwia BLS, Dream Theater albo Vader. Co prawda, i tak jest to bez sensu, bo powyżej pewnego natężenia dźwięku nie da rady słyszeć muzyki, zostaje sam hałas. Ale przy raczej czilałtowych zespołach grających blues/rock/instrumental... Po jaką cholerę akustycy cisną wszystkie możliwe heble do oporu na max? Ilekroć byłem na koncercie w zamkniętym pomieszczeniu (poza akustycznym Guitar Duo, Tommym Emmanuelem i Paco De Lucią), zawsze wszystko, a zwłaszcza gwiazda wieczoru, była po prostu za głośno?
-
Ja się nie rozstaje z moimi stoperami. Jebać akustyków
-
Stopery (te takie lepsze) to dla mnie norma, niestety, i tak jest często lipa. Nie wiem, czy tylko w Polsce jest tak zasada "im głośniej, tym lepiej"?
-
Twoje narządy wewnętrzne też chcą posłuchać.
-
Moja dziewczyna mi to wytłumaczyła :P. Jako muzycy cenimy sobie przejrzystość, wybrzmiewanie poszególnych sekcji i czytelność. Wszystko to dzieje się kosztem db co przekłada się na mniejsze pierdolnięcie.
A normalni ludzie jarają sie czymś innym - pierdolnięciem. Nic nie daje takiego pierdolnięcia jak odkręcenie volume. I nie ważne czy jest to Myslovitz czy Behemoth - dużo db = jebnięcie na przodach i ogólnie "potężność".
Potwierdzone organoleptycznie. Gramy lajtową muzykę, ale momentami jest "moc" ilekroć graliśmy gdzieś na scenie, gdzie akustyk nie pożałował db i byliśmy poziomem głośności prawie jak gwiazda słyszałem że "zajebiście jest moc, nie tak jak ostatnio, że coś kręciliśmy w wzmakach itp.".
-
Im głośniej tym lepiej.
-
Tak gwoli przypomnienia:
Fur TV - Fat Ed's furry fucking guide to Metal (http://www.youtube.com/watch?v=Hreqn9j3PHI#ws)
There is only one rule in metal. PLAY IT FUCKING LOUD!