Nadejszla chwila, kiedy to moja podświadomość zmusiła mnie do kupna gitary. Akustycznej gitary rzecz jasna. Wiele miesięcy, może i lat w mojej głowie rodził się pomysł, pomysł zapoczątkowany brzmieniem Matona, Manzera i innych gitar panów TE, PM, AM itd... W końcu zdecydowałem poddać się naciskom mojej podświadomości i pokusić się o spróbowanie tej rozkoszy, którą jest granie na gitarze akustycznej. Kupiłem więc gitarę marki Yamaha LS6.
Co mogę powiedzieć... muszę się od nowa uczyć grać. Wszystkie braki, których na elektryku nie słychać, tu wychodzą na jaw. Granie na akustyku uczy pokory ;) Gitara jest bardzo dobrze wykonana, szczerze mówiąc to wykonaniem jestem zaskoczony. Na pewno jest lepsze niż wykonanie dwa razy droższych elektryków. Póki co nie dopatrzyłem się jakichś niedoróbek. Brzmienie też mnie miło zaskoczyło, in plus ;) Gryf trochę nie mój, mógłby być ciut cieńszy i węższy - ale to kwestia zmiany swoich przyzwyczajeń do stratowego gryfu :) Jeszcze czeka mnie wymiana siodełka i podstrunnika na kościane no i setup u lutnika, wtedy już będzie rewelacja :) Gratisowo dostałem very fancy futerał sztywny, lekki jak piórko i zakupiłem kapodaster G7th ;)
Ja gram, skończyłem 6 lat szkoły muzycznej na tym zacnym instrumencie i dobrze. Może więcej gram teraz zła i szatana na gitarze bez pudła i dziury, ale i tak klasyk nie leży i się nie kurzy. Gratuluje pudła, kiedyś też sobie takie (albo prawie takie) kupię! :)